Zmieniaj miasto na gorsze

W Warszawie lawinowo przybywa aktywistów. I nie chodzi mi o rozmnażanie a’ la Miasto Jest Nasze – przez podział komórki (żarcik). Po aktywistyczną retorykę sięga sam Ratusz, za społecznika przebiera się były wiceprezydent Wojciechowski, ostatnio zaś… hehe, no nie zgadniecie!

To, że bunt świetnie się sprzedaje, wiadomo przynajmniej od czasu bitników. Dzieci kwiaty, punkowa rebelia, rastafarianizm – wszystkie kontestacyjne ruchy kontrkulturowe prędzej czy później zostają wchłonięte przez żarłoczny rynek. Przemielone, uczesane i wyplute w postaci ugrzecznionej, łatwostrawnej popkulturowej papki. Późna faza kapitalizmu nadała temu zjawisku nowy wymiar, który najlepiej obrazuje reklama Pepsi odwołująca się wprost do społecznych protestów – oczywiście odpowiednio estetycznie podanych. Po krótce: Ładna dziewczyna podczas ulicznej konfrontacji rozładowuje sytuację częstując uzbrojonego policjanta wiadomym napojem, w tle wokalista śpiewa o wybranym pokoleniu i czymś tam jeszcze, korporacja produkująca Pepsi zaś liczy hajs zarobiony na buncie.  Piękna reklama, ale wszyscy wiedzą, że policja pija colę, i takie numery z pepsi kończą się tak, jak na tym filmiku:

W Warszawie poszliśmy o krok dalej.  Ostatnio pojawił się w sieci nowy serwis o – jakże dziś modnej – tematyce miejskiej.  Reklamy tego serwisu serwuje mi Facebook, zachęcając do odpłatnego publikowania w nim artykułów i „wspólnego zmieniania miasta”. Czyżby konkurencja dla Pańskiej Skórki? Wszedłem, a dokładniej – kliknąłem. Już logotyp daje do myślenia – wizualnie przypomina grafiki stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Do miejskiego aktywizmu nawiązuje też nazwa serwisu: Zmieniamy miasto wspólnie. Klikam dalej, a tam artykuły: „Warszawa, miasto ludzi czy samochodów?”, „Zmieniajmy nasze miasto – budżet partycypacyjny”, „Zmień miasto wsiadając na rower”, „Czy panele ochronią nasz przed smogiem”, „Reklama w przestrzeni miejskiej – czyli płachta na aktywistę”, „Rzeki w miastach odkryte na nowo” – dobór tematów jakby  żywcem wzięty z kongresu ruchów miejskich!

„razem możemy zmienić wiele”. Strach się bać!

„Podmiot odpowiedzialny” za serwis zmieniamymiasto.pl niespecjalnie się afiszuje ze swoim logotypem, jak kamuflaż to kamuflaż.  Za to w serwisie roi się od tzw. lokowań produktu swoją finezją przebijających dokonania scenarzystów filmu Lejdis. Jak choćby w artykule o zakupie mieszkania na kredyt : „(…) np. Dom Development wspiera swoich klientów programem Dopłaty dla Młodych (DDM), z którego mogą skorzystać wszyscy klienci.” Albo w artykule o mieszkaniach na wynajem: „Warto spojrzeć na alternatywne środki transportu, które zapewniają szybkie dotarcie do pracy czy sklepu. W taki sposób można na pewno postrzegać stację kolejową, znajdującą się tuż przy osiedlu Wilno, budowanym przez Dom Development.” Redakcja nie odpuszcza nawet w artykule o warszawskich parkach: „(…) z chęcią wypoczywają tutaj mieszkańcy okolicznych apartamentowców, np. stworzonej przez Dom Development Rezydencji Opera”. Ani w artykule o balkonach: „Praktycznym i trwałym rozwiązaniem będzie wybór płytek ceramicznych. W ofercie części developerów, jak np. Dom Development z Warszawy, płytki ceramiczne są już standardem wykończenia.”

(…) deweloperska klasyka:  „dogęszczanie”, wycinka drzew, brak infrastruktury, naciski na samorząd, udawane konsultacje, manipulacje przy planie zagospodarowania miejscowego.

Tak, za tym rewolucyjnym serwisem nawołującym do wspólnego zmieniania miasta stoi deweloper, jeden z większych graczy w branży, która miasto zmienia już od 25 lat, z właściwym sobie rozmachem i tupetem. Do jazdy rowerem i ograniczania smogu zachęca deweloper, który buduje mieszkania na Białołęce. O zieleń w mieście upomina się twórca „Artystycznego Żoliborza”, w którym na zieleń miejsca nie starczyło, za to sąsiedzi mogą swobodnie podglądać się przez okna. O tym „jak nie zwariować w miejskiej dżungli”  przeczytamy w serwisie firmy,  która zakupiła Marinę Mokotów – ikoniczny przykład grodzonego osiedla – i zamierza rozbudowywać ją w klinie napowietrzającym. Szerzej o pomysłach Dom Development na „zmienianie miasta” oraz o sposobach ich realizacji, obszernie pisała na naszych łamach Agnieszka Nowak. W zasadzie  deweloperska klasyka: katastrofalne dogęszczanie, wycinka blisko 700 drzew, brak infrastruktury, a nawet możliwości dojazdu do „inwestycji”, budowa bez zezwolenia, mediowe naciski na lokalnych włodarzy, udawane „konsultacje społeczne”, manipulacje przy planie zagospodarowania miejscowego.

Drodzy czytelnicy: nie pijcie Pepsi!

Co sądzisz? Skomentuj!