Ściana z cegieł. Kilka słów o fabryce na Szwedzkiej.

Moja babcia mieszkała w kamienicy na rogu Bródnowskiej i 11-go Listopada. Kiedy byłem mały i ją odwiedzałem to kilkaset metrów dalej za jej kamienicą kończyła się dla mnie Warszawa. Ściana z czerwonych cegieł u wylotu Bródnowskiej – czyli fabryka na ulicy Szwedzkiej była dla mnie murem, na którym kończył się świat.

Ceglane budynki wydawały mi się wtedy jako małemu chłopcu odległe i tajemnicze. Były zaniedbane i trochę ich się bałem. Myślałem, że są niesamowicie stare. Ich długość i spójność kojarzyła mi się z zamkowym barbakanem, za którym kryje się wielka niewiadoma. Z opowieści dziadków i rodziców wiedziałem, że działała tam fabryka, ale jaka?

Czasy przed Schichtem

Pierwszym i chyba najbardziej oczywistym dla mnie skojarzeniem z ulicą Szwedzką są zakłady Pollena, znane z produkcji kosmetyków i mydła. Jednak przed ich otwarciem na Szwedzkiej działały już inne fabryki. Przemysłowy szlak przetarło „Towarzystwo Akcji Fabryki Lamp Braci Brunner, Schneider i Dietmar”, które w 1899 roku rozpoczęło produkcję: „lamp naftowych, gazowych i elektrycznych. Palników wszelkich gatunków. Kuchenek i piecyków naftowych. Wyrobów aluminiowych i z innych metali”. Bracia zatrudniali około 600 osób, a w należących do nich halach produkcyjnych działał motor parowy o mocy 180 koni. Produkcja bardzo szerokiej gamy jak na owe czasy artykułów gospodarstwa domowego odbywała się na południowej części ulicy Szwedzkiej u zbiegu Strzeleckiej.

Kilkadziesiąt metrów dalej na północ pod nazwą „Praga” działała Fabryka Towarzystwa Akcyjnego Produktów Chemicznych. Powstała chwilę później w 1899 roku jako znacznie mniejsze przedsiębiorstwo – pracowało w niej wówczas 200 robotników. W głównej hali fabrycznej produkowano „kwas siarczany zwyczajny i dymiący, cerezynę, wosk do impregnacji, wosk do kabli, smary do maszyn, wazelinę”. Produkcję napędzały trzy motory parowe i jeden elektryczny. Oba przedsiębiorstwa działały oddzielnie do lat dwudziestych XX wieku, kiedy to po ich wykupie powstała najsłynniejsza fabryka na Nowej Pradze.

Słynny jeleń ze Szwedzkiej

Choć lampy i wyroby chemiczne były na Szwedzkiej produkowane jako pierwsze to ulica zasłynęła przede wszystkim dzięki fabryce koncernu Schicht-Lever znanemu pod taką nazwą od 1935 roku. Wcześniej zakład działał pod mianem Schicht, Przemysł Tłuszczowy S.A. Koncern powstał w 1921 roku, fabryki na warszawskiej Pradze odkupił od poprzednich właścicieli już w 1923 i 1928 roku. Dynamicznie rozwijające się przedsiębiorstwo zapełniło nową zabudową przestrzeń pomiędzy istniejącymi już halami produkcyjnymi. W nowoczesnej rozbudowanej fabryce produkowane były flagowe produkty Schichta – słynne mydło „Jeleń” oraz proszek do prania „Radion”. Dzięki nim Schicht znany był w każdym gospodarstwie domowym i kojarzył się czystością. W reklamach z epoki producent podkreślał, że mydło Jeleń jest „prawdziwe tylko z napisem „Schicht”, a proszek Radion tak ułatwia pracę, że właściwie „pierze sam”. To między innymi dzięki tym produktom warszawiacy kojarzyli zakłady ze Szwedzkiej. W potocznej mowie zaczęto je określać mianem „fabryki Schichta”.

Reklama mydła „Jeleń”. (źródło: Towarzystwo Przyjaciół Pragi)

„Mroki” Nowej Pragi

Wraz z intensywnym rozwojem przemysłu na Szwedzkiej powstawało coraz więcej domów. Pracujący w zakładach robotnicy musieli mieć, gdzie mieszkać. Dzięki obecności fabryk zrodził się koncept urbanistyczny Nowej Pragi, której obszar obejmował kwartał ulic Targowa-11 Listopada-Wileńska-Szwedzka. Należące historycznie do Ksawerego Konopackiego grunty zostały podzielone na działki budowlane, a wybudowane tam domy zdecydowały o robotniczym charakterze tej części Pragi. Rozwój budownictwa mieszkaniowego na Nowej Pradze to z pewnością po części zasługa fabryk, które w pewnym stopniu „ucywilizowały” ulicę Szwedzką.

Widok pobliskiej ulicy Strzeleckiej z 1866/1867 roku. 

Ta zaś na przełomie XIX i XX wieku przypominała raczej wieś niż miasto. Według opisu „Dziennika dla wszystkich” z 1899 roku Szwedzka z całą pewnością nie należała do najprzyjemniejszych ulic – przede wszystkim ze względu na brak oświetlenia, błoto i wiejsko-industrialne kontrasty: „Ulica Szwedzka – główna ulica, […] ma bruk bowiem na środku ulicy i trotuar z bruku i na przestrzeni tak długiej prawie jak ulica Bielańska w Warszawie – jedną latarnię naftową. Wprawdzie na tej ulicy jest zaledwie parę domów murowanych i kilka drewnianych, jednak chyba to za słabe oświetlenie. Panują więc tutaj zazwyczaj egipskie […].Na dwóch jej krańcach mamy piaszczyste zaspy. Jedna, na początku ulicy, przytyka do ulicy Czynszowej. Piaszczyste wyboje, śmietnik mieszkańców, o dżdżystej porze staw błotnisty. Na drugim krańcu ulicy – ta sama sielska prostota, z dodatkiem sielanki. Na obszernym piaszczystym pagórku, porosłym lichą trawą, żyd w kraciastym chałacie, obok żydówki spoglądają miłośnie na kilka kóz […] pasących się przed nimi. […] Świst fabrycznej gwizdawki mąci idyllę pary żydowskiej, gdyż kozy uciekają przerażone ku gromadzie drewnianych domków. W tę stronę udajemy się. Gromadka dzieci bawi się przed domostwami nad kałużami nieczystości, pasmami wyschłego błota. Zaspy piaszczyste lub błoto – to uliczki tej części Nowej Pragi. Pod względem komunikacyi, ta miejscowość nie może być porównana nawet z wsią. Na wsi zazwyczaj jest jedna droga między dwoma szeregami domów, jako tako utrzymana. Tutaj – wertepy i roztopy i ciemności.”

Między młotem, a kowadłem

Interes miał się dobrze, a zakłady na Szwedzkiej działały pełną para. Nawet podczas II wojny światowej fabryka Schichta nie zaprzestała produkcji. Podzieliła los większości prywatnych zakładów produkcyjnych – została w całości przejęta przez Niemców, którzy wykorzystywali ją jako fabrykę zaopatrzenia wojskowego. Wszystkie produkty wyprodukowane na Szwedzkiej trafiały na potrzeby Wehrmachtu. Paradoksalnie nieprzerwane funkcjonowanie zakładów oraz ich położenie na prawym brzegu Wisły sprawiły, że fabryka Schichta znajdowała się prawie do końca wojny w stosunkowo dobrym stanie.

Jako pierwsi zaczęli ją niszczyć opuszczający fabrykę Niemcy. Chcieli by Rosjanie przejęli jak najmniej pozostałych towarów. Podczas wycofywania się nie zdołali jednak zniszczyć wszystkich zabudowań. W tym samym czasie obszar, na którym znajdowała się fabryka stał się ziemią niczyją pomiędzy wkraczającymi do Warszawy wojskami rosyjskimi, a wycofującymi się hitlerowcami. Fabryka Schichta znalazła się więc między młotem, a kowadłem. Jej dramatyczną sytuację pogłębił wpierw niemiecki ostrzał, a następnie późniejsze rozgrabienie pozostałości przez czerwonoarmistów.

Sytuację wspomina pani Danuta Kownacka, która musiała przedostać się za ulicę Szwedzką w samym sercu walk: „Przejście było dość proste, bo ja musiałam ze Strzeleckiej przejść Szwedzką i przez tory kolejowe na tamtą uliczkę i wychodziłam prawie na Radzymińską. Ale, ale na torach kolejowych wileńskiego […]  wjechały eszelony, całe wagony i całe zespoły wagonów radzieckich. Oni siedzieli na tych wagonach, grali na harmoszce, śpiewali i strzelali. A do nich, wiedząc o tym, że tu są tory i że stoją te wagony radzieckie, strzelali Niemcy z Pragi, z Warszawy. Powstania już nie było […] ale wszystkie domy były popalone, ale te wszystkie ruiny miasta zostały obsadzone przez Niemców. I oni z różnych dział wielkich strzelali do bolszewików. Trafiali albo nie. No i trafiali bardzo różnie. […], bo obstrzał szedł takimi ulicami jak 11 listopada i tory kolejowe dworca Wileńskiego. A na tym dworcu Wileńskim właśnie siedziała ta cała armia radziecka. I teraz ja musiałam przejść. […] cała ziemia była usiana szkłem, dlatego że na Szwedzkiej była fabryka mydła Szychta i tam wyrabiano NIVEE. I jak przyszli bolszewicy, to naturalnie wszystko rabowali, co się dało. Wobec tego te pudełka po NIVEI, które do niczego nie były potrzebne, wywalili na te tory. I tam się aż błyszczało od tych kawałków szkła. Trzeba było przez to wszystko przejść, nie być zaczepioną przez bolszewika i nie być postrzeloną przez Niemców.” (http://www.pragagada.pl)

Pustka i co dalej?

Szczęśliwie, po II Wojnie Światowej fabryka Schichta nie została skazana na zapomnienie. W 1945 roku została znacjonalizowana, a w jej odbudowanych halach produkcję rozpoczęła wytwórnia kosmetyków „Uroda”, przekształcona w 1970 roku w zakłady „Pollena”.  W tym stanie oglądamy ją do dzisiaj. Zakłady, które od kilku lat już nie funkcjonują stoją zamknięte na cztery spusty. Jak widać najgorszym wrogiem fabryki okazał się zwyczajny upływ czasu i zaniedbanie. Szwedzka była kiedyś żywym miejscem, które mocno zapisało się w zbiorowej świadomości i wspomnieniach warszawiaków m.in. za sprawą swoich słynnych produktów.

Widok na ulicę Szwedzką z 1957 roku. (fot. Zbyszko Siemaszko / NAC). 

„W fabryce przy Szwedzkiej powstawały kultowe produkty – m.in. mydło Biały Jeleń, proszek do prania Radion, kosmetyki dla panów Wars i Makler, które bez trudu znaleźlibyśmy na półkach w ówczesnych domach. Dla niektórych było to oczywiście miejsce zatrudnienia własne lub kogoś z bliskich. Pracowało tam wielu okolicznych mieszkańców, a co dla mnie szczególnie interesujące, także i dwie osoby z mojej rodziny. To doświadczenie jest miło wspominane.” – mówi Adam Lisiecki z Muzeum Pragi.

Dzisiaj po tamtych widokach nie ma już śladu, a Szwedzką pokrywa równy asfalt. Jeśli jednak zapuścimy się trochę głębiej, mamy szansę odnaleźć odrobinę niesamowitości z dawnych lat. Kiedy odwiedzałem mojego kolegę Andrzeja, który przez kilka lat mieszkał na Pradze, chodziliśmy z jego psem Bastkiem na spacery. Czasami zapuszczaliśmy się na tyły fabryki od strony Strzeleckiej. Było to dobre miejsce na spacer z psem, bo puste. Bastek mógł sobie swobodnie biegać i szczekać bez ograniczeń. Pustka była jednak trochę niepokojąca. Historyczne miejsce zarastało trawą i niszczało na naszych oczach. Fabryka stała nieczynna, a jej miastotwórcza niegdyś rola na Nowej Pradze mało kogo obchodziła.

„Samo miejsce wpisuje się w krajobraz industrializacji Pragi z przełomu XIX i XX wieku. Z tego okresu do dziś pozostało mnóstwo budynków pofabrycznych rozsianych po całej Pradze. W niewielu z nich zachowała się jakaś produkcja. Myślę, że warto rozważyć zagospodarowanie takich przestrzeni branżami kreatywnymi – biura projektowe lub mniejsza wytwórczość idealnie korespondowałyby z tradycją miejsc”.  – dodaje Adam Lisiecki. Trudno nie zgodzić się z tą opinią. Od kilku lat mówi się o rewitalizacji obiektu, której niestety nie widać. W tym czasie hale fabryczne zdążyły mocno podupaść, część z nich już wyburzono. Przykro ogląda się taki stan rzeczy, zwłaszcza, że po wojnie fabrykę już raz udało się uratować przed destrukcją.

Wizualizacja fabryki na ul. Szwedzkiej po rewitalizacji. (Źródło: materiały inwestora). 

Niszczeniu przemysłowego kompleksu przy Szwedzkiej próbowano już przeciwdziałać. Obiekt został w 2005 roku wpisany do rejestru zabytków. Niestety poza przysługującą mu od tej pory ustawową ochroną niewiele się zmieniło, a fabryka powoli niszczeje. Prace rewitalizacyjne miały rozpocząć się w 2010 roku, a wciąż to nie nastąpiło. Plany są szeroko zakrojone. Według nowego pomysłu całkowicie ma zmienić się przeznaczenie terenu, który stanie się centrum usługowo-mieszkalnym. Projekt nowej Szwedzkiej zakłada stworzenie miejsca nawiązującego klimatem do innych tego typu obiektów na Pradze czyli Konesera oraz Portu Praskiego. Czy lofty w pofabrycznej przestrzeni tchną nowe życie w zapomniany kawałek Pragi? O tym przekonamy się dopiero, kiedy inwestycja zostanie finalnie zrealizowana. Budowa posuwa się jednak w ślimaczym tempie. Na Szwedzkiej na razie hula wiatr, a ma gdzie, ponieważ część budynków w głębi kompleksu rozebrano. Od frontu ostały się jedynie ściany hal fabrycznych z przełomu XIX i XX wieku.

Skojarzenia z zamkowym murem z dzieciństwa były słuszne. Nieotynkowana cegła, wysokie okna i murowane ozdobniki, które się ostały nawiązują do tzw. stylu burgowego (od niemieckiego słowa „Burg” czyli zamek), który inspirowany był starymi budowlami obronnymi. Dobrze byłoby, gdyby ktoś ten „zamek” wreszcie obronił, bo inaczej zostaną po nim same ruiny.

Co sądzisz? Skomentuj!