
Dwa lata temu mieliśmy (wątpliwą) przyjemność opisywać na łamach bloga to, w jaki sposób symbole Powstania Warszawskiego zeszły na osobliwe manowce popkultury. Klocki, krwiste koszulki i konkursy szafiarek wzbudziły gorącą dyskusję, która wyszła poza łamy „Pańskiej Skórki” i rozlała się szerzej w przestrzeni publicznej. Minęły dwa lata i… nie spodziewaliśmy się, że może być jeszcze dziwniej. Ale są też promyki nadziei.
Adam Kaliszewski, Andrzej Jędrzejczak
Stosunek do Powstania Warszawskiego i pamięć o nich to kwestie bardzo indywidualne. Dla większości warszawiaków 1 sierpnia jest datą bardzo ważną – jedni wspominają wydarzenia 1944 z głębokim smutkiem, pamiętając o ofiarach cywilnych i zagładzie miasta, inni preferują „akademie ku czci”, czasem z dużą dozą patosu, jeszcze inni wolą sposób, nazwijmy go, pop-patriotyczny, czasem zahaczający o stadionową oprawę. I w zasadzie nie ma co spierać się o to, która wersja upamiętnienia Powstania jest „lepsza”, bo liczy się pamięć. Niestety, patrząc subiektywnym okiem (a nawet czworgiem oczu), mamy przed sobą kolejną rocznicę, która upłynie pod znakiem niezgody, a tak ważna dla Warszawy data jest upolityczniana i rodzi wręcz skrajne emocje (nawet, o dziwo, właśnie wśród osób upamiętniających, które określają swoją wersję obchodów jako „bardziej godną”, nie zostawiając suchej nitki na tych, którzy chcieliby uczcić pamięć wojskowych i cywilnych ofiar Powstania w odmienny od nich sposób). Na szczęście – po raz pierwszy od kilku lat – są pewne „jaskółki”, które dają nadzieję na odzyskanie równowagi i godności, póki jeszcze Powstańcy są wśród nas.
[ak]
#FRAJERSKO
Najbardziej frajerskie wydarzenia związane z tegorocznymi obchodami wiążą się – niestety – z aktywnością polityków. Od „wielkiej polityki” staramy się być jak najdalsi, ale jeśli wchodzi ona z butami w warszawską rzeczywistość, to niestety nie możemy milczeć.
Ktokolwiek mieszka w Warszawie, nie mógł przegapić burzy, którą wywołał minister obrony z powracającym ostatnio jak bumerang przy każdej ważnej rocznicy pomysłem, aby obecność wojskowej asysty honorowej połączona była z obowiązkowym tzw. „Apelem Smoleńskim”. Pomysł tak niedorzeczny, że na moment wszystkich zatkało. A potem zaczęły się głosy (przeważnie) mocnej krytyki. Pomijając już fakt „mieszania myślowo dwóch systemów” wartości, byłaby to kolejna prosta ścieżka do tego, aby podczas obchodów 1 sierpnia rozlegały się gwizdy i buczenie, co uwłacza pamięci wojskowych i cywilnych ofiar Powstania i co musi budzić niesmak. Pomysłowi sprzeciwili się jednak prawie wszyscy (z wyjątkiem niektórych lojalnych posłów partii rządzącej, którzy argumentowali, że najlepszym uzasadnieniem dla apelu będzie m.in. to, że L. Kaczyński był inicjatorem powstania Muzeum Powstania Warszawskiego), z samą córką tragicznie zmarłego prezydenta na czele. Pojawiła się więc nadzieja, że to, a także formalny protest Powstańców, wsparty przez stołeczny ratusz i dużą część opinii publicznej, wystarczą, aby podczas rocznicy pojawiła się asysta honorowa, ale bez zbędnych wtrętów. Jak to zresztą trafnie ujął jeden z dziennikarzy – obecność w towarzystwie Powstańców jest zaszczytem dla asysty wojskowej, a nie odwrotnie.
Ostatecznie – trochę pod presją ze wszystkich stron, a trochę jako klasyczny kwiatek do kożucha MON zorganizował więc spotkanie z kombatantami – już w momencie jego rozpoczęcia Radio Maryja informowało: „W Ministerstwie Obrony Narodowej rozpoczęło się spotkanie ws. Apelu Poległych, który będzie odczytany na uroczystościach z okazji 72. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego” – co można odczytać jako: „Powstańcy, mamy Wasze zdanie i apele tam, gdzie światło nie dochodzi”. W końcu Ministerstwo z dumą poinformowało na Twitterze: „Przywołamy pamięć o śp. Prezydencie Lechu Kaczyńskim. Nie ma różnic między MON a Powstańcami”, a w końcowej części „kompromisowego” (sic!) apelu gremialnie wymieniono szereg zmarłych zasłużonych dla upamiętnienia Powstania – w tym L. Kaczyńskiego. „Kompromis”, ale czym poprzedzony? „Kompromis” między Powstańcami a ministrem?! Serio? Ostateczną ocenę całego zamieszania zostawiamy czytelnikom – w nas, jak w starym dowcipie, „niesmak pozostał”. I to bardzo duży.
Skoro już piszemy o kontekście politycznym i wsparciu Powstańców ze strony ratusza (czy też o wciąganiu ich w polityczną grę przez obie zwaśnione strony), warto też wspomnieć o dwóch innych #frajerskich wydarzeniach. Pierwsze z nich to zarzuty, jakoby Powstańcy „byli pod opieką poprzedniej ekipy rządzącej”. I jakoby było to coś złego. A, przepraszamy, co jest złego, że weterani są „pod opieką” władzy? Drodzy politycy, zamiast rzucać tego typu nierozsądne uwagi po prostu sami zaopiekujcie się Powstańcami. To lepszy pomysł niż narzucanie siłą im niezwiązanych z ich świętem apeli „w pakiecie” z asystą honorową Wojska Polskiego. Jeszcze gorzej, że w ramach „opieki” nowa ekipa postanowiła w obrzydliwy sposób przeczołgać Gen. Ścibora-Rylskiego w sądzie lustracyjnym. Politycy (dowolnej opcji) – ręce precz od Powstańców! Dajcie im godnie żyć, póki jeszcze są wśród nas.
[ak]
Innym niepokojącym zjawiskiem, obok upolitycznienia zrywu, jest jego zawłaszczenie przez grupę, którą kiedyś określało się jako dresiarstwo. Pisanie o kibicach (Legii) byłoby uproszczeniem, choć obie grupy w jakimś stopniu się pokrywają, a stadionowa chuliganka chętnie sięga do powstańczej symboliki. Faktem (smutnym) jest jednak, że tzw. odzież patriotyczna, zdobna w kotwice PW, imitacje opasek, wizerunek „małego powstańca” i inne tego typu motywy stała się niezbędnym elementem dresiarskiej garderoby, podobnie jak niegdyś trzy paski na odzieży. I już nie o samo nadużywanie tej symboliki chodzi, ale o łączenie powstańczego mitu z homofobicznymi, ksenofobicznymi i rasistowskimi postawami, idące w parze z ich legitymizowaniem przez ten pseudopatriotyczny mit właśnie. Innymi słowy – mierzi, że banda agresywnych, niedouczonych ćwierćmózgów wyciera sobie Powstaniem gęby, że powstańcze symbole stały się znakiem rozpoznawczym nacjonalistycznej gówniarzerii.
Kolejny smutny wątek to infantylizacja i banalizacja tragedii. Odzież patriotyczna jest jednym z jej przejawów, ale nie jedynym. Prócz gadżetów, o których pisaliśmy w zeszłym roku, jak zwykle mamy mnóstwo mniej lub bardziej sensownych inicjatyw. Wszystkie te rajdy, biegi, masy krytyczne, podchody zaloty i umizgi, konkursy, konkury, gry i loterie ku czci powodują, że trudno odnaleźć sens obchodów. Obawiam się, że duża w tym „zasługa” Muzeum Powstania Warszawskiego, które od początku prześcigało samo siebie w wymyślaniu coraz to nowych, bardziej młodzieżowych i bardziej smerfnych atrakcji. Z perspektywy popularyzacyjnej zamysł pewnie był słuszny – „jakoś trzeba przykuć uwagę niezainteresowanej niczym młodzieży”. Niestety, takie podejście kompletnie wypłukało z dominującej narracji jakąkolwiek krytyczną refleksję. Pozostał folklor, kicz i mit podtrzymujący stan narodowego wzmożenia, korespondujący świetnie z „godnościowymi” rojeniami jednej politycznej opcji.
[aj]
#ELEGANCKO
Jest jednak łyżka miodu w beczce dziegciu. A nawet dwie. Być może w temacie bluz ze zintegrowaną opaską, apeli smoleńskich, crossfitu „ku pamięci” itd. osiągamy pomału punkt krytyczny i trend zacznie się odwracać? Tymczasem warto zwrócić uwagę na dwa interesujące projekty.
Niejako potwierdzając to, co napisał wyżej Andrzej, Muzeum Powstania i wiele innych instytucji włączyło się w akcję „Polska Walcząca – Upamiętniaj Godnie”. Wprawdzie nie wiemy jeszcze, jak będzie wyglądać zrealizowany w jej ramach spot, bo w sieci zobaczyć można póki co dość krótką i enigmatyczną zajawkę, ale nie da się nie przyklasnąć myśli przewodniej, która przyświeca autorom: „…celem jest ukazanie znaczenia symbolu Polski Walczącej dla żołnierzy – współczesnych kontynuatorów misji historycznych pododdziałów Armii Krajowej – a także wyrażenie sprzeciwu wobec osób, które posługują się nim w kontekście zachowań niegodnych, chuligańskich i agresywnych. Przypomnienie wartości, które symbol uosabia.” – Kotwica na ramieniu współczesnych komandosów – tak. Kotwica na ramieniu Seby – niekoniecznie.
Drugi wątek, o którym wciąż mówi się zbyt mało i który ginie w pop-martyrologii to ofiary cywilne Powstania. 1 sierpnia Muzeum Powstania Warszawskiego opublikuje internetową bazę cywilnych ofiar zrywu. To zarówno godny, jak i nowoczesny sposób uczczenia ich pamięci, a jednocześnie przypomnienia o tym, że Powstanie to nie tylko rącze sanitariuszki i umorusani sadzą chłopcy, że „fajne urwisy” to tylko ułamek gigantycznego dramatu mieszkańców Warszawy – zarówno tych, którzy stanęli do Powstania, jak i tych, którzy nie mieli wyjścia i znaleźli się w ogniu bitwy, choć z różnych powodów zdecydowali się na pozostanie w cywilu. Pamiętajmy i o nich.
[ak]
PS. I jeszcze jedna rzecz, na tyle niepoważna, że ciężko pisać o niej w głównym tekście, dodajemy ją więc w suplemencie. Dotarliśmy otóż do momentu, w którym dorosły, zdawałoby się w pełni władz umysłowych mężczyzna, w wolnym i ciągle jednak demokratycznym kraju, 70 lat po wojnie, której nie może pamiętać, deklaruje „przywiązanie do idei Państwa Podziemnego”, które to chce manifestować nosząc na co dzień powstańczą opaskę. Odklejenie od czasoprzestrzeni, level hard.
[aj]
Co sądzisz? Skomentuj!