
Pralkę kupiłem w Universamie
w media dyskoncie – bo tam jest taniej.
Gdzie peerelu cień długi padał
łysy kark w Maku frytki zajada.
Rzeźba Panienki pośród alejek
w centrum handlowym bez kolejek
stoi se w przejściu na glazurze,
za nią ochroniarz w garniturze.
Społem już wcale nie taki tani,
menel przywalił kasjerce z bani.
Ochroniarz całkiem nie reaguje,
bo mu garnitur jeszcze opluje.
Na półkach istny zawrót głowy
w dziale wysoko procentowym.
Jest tutaj też oddzielna kasa:
Alkohol, wszak to, nie kiełbasa.
Gdy, który z głodu chce do koryta
zaraz w Amricie kebsa schwyta.
A może tak burgerka w Maczku?
Byle nie z piwkiem, nieboraczku.
Na zewnątrz można, mości panku,
choćby na ławce lub przystanku.
Kiedy zaś najdzie cię potrzeba,
mocz cały oddaj swój na drzewa.
A później zaraz wróć pod sklep
i ułóż tam pijany łeb.
Pralkę kupiłem w Universamie
w media dyskoncie – bo tam jest taniej.
Stoi w łazience piękna nowa
maszyna szybkoobrotowa.
Przywiozły ją znajome twarze
chyba z Męcińskiej je kojarzę.
Stuk, puk. Tu pralka. Proszę wpuścić!
My są dostawcy, nie oszuści.
Otwieram szybko drzwi szeroko,
a tam panowie butelki wloką.
Jednak nie do mnie ci dostawcy,
ale pod numer jedenasty.
Universamu postać nowa
nie namieszała, spokojna głowa!
Grochów to Grochów – on się nie zmienia,
spluwam z balkonu na do widzenia!
Co sądzisz? Skomentuj!