
Zanosi się na poranny grad. Potężne, grube chmury witają dzień po nie aż tak zimnej nocy, która mało co nie zakończyła się burzą. Niedziela, siódma rano. Obudziłem się z kacem moralnym, że pozwoliłem wczorajszemu sobie na całkowicie zbędne nocne piwko, które dziś okazuje się kolejną z przeszkód nie do przejścia w moim i tak niezbyt komfortowym położeniu.
Przeżywamy nasze miejskie żywota pragnąc każdej okazji, by nie spędzać tej pory dnia w pozycji poziomej. Są wśród nas jednak ludzie uparci (według niektórych głupi), którzy potrafią zmusić się do odrobiny wysiłku. Po drodze wpadłem na grupę rowerzystów, biegaczy, pracowników po skończonej nocnej zmianie i kilku porannych imprezowiczów wykorzystujących ostatnią okazję by nie wracać samotnie do domu. Wrzuciłem do plecaka małego laptopa, lornetkę i aparat fotograficzny z odzysku. Na komórce miałem zainstalowaną aplikację ornitologiczną, a w głowie ciężkiego kaca. Wziąłem łyk kawy. W ustach poczułem posmak popielniczki i alkoholu. Wstyd zwalczyłem nadzieją oprzytomnienia po porannej dawce kofeiny i lodowatego powietrza.
Z tramwaju wygramoliłem się przy Parku Praskim. Przeszedłem al. Solidarności i starałem się nie patrzeć na niedźwiedzi wybieg. Już sam widok tak potężnych zwierząt dokarmianych miętówkami przez hordę gapiów budził we mnie prawdziwego mizantropa. Rzut na taśmę, mijam grupkę koleżków biegnących w parku i nareszcie, jestem na miejscu. Wreszcie otacza mnie coś, co można nazwać przyrodą. To oczywiście ogród ukształtowany latami ludzkich działań. Owszem, oswoiliśmy go. Wciąż jednak tu jest. A wy, warszawiacy, bardzo często go nie dostrzegacie. Nikt inny w Europie nie może pochwalić się tym, co tu macie. Bieg 1047-kilometrowej rzeki przecina wciąż zmieniające dwumilionowe miasto i pozostaje nietknięty. To przykład dla reszty Europy. Prawdziwa inspiracja!
A wy, warszawiacy, bardzo często go nie dostrzegacie. Nikt inny w Europie nie może pochwalić się tym, co tu macie. Bieg 1047-kilometrowej rzeki przecina wciąż zmieniające dwumilionowe miasto i pozostaje nietknięty. To przykład dla reszty Europy. Prawdziwa inspiracja!
Perkoz a dwuczubego można spotkać również w Warszawie.
Spędziłem w ten sposób wiele poranków w moim życiu. Z ciężkim oddechem. Obserwowałem. Czasem zanotowałem kilka słów o tym, że na całym świecie nie dzieje się w tej chwili nic poza mną, który w dziwnej pozycji obserwuje zachowania godowe łyski euroazjatyckiej. W takim momencie banki nie istnieją. Nie muszę przedłużać Karty Warszawiaka. Nie ma przyjaciół, którzy się nie odzywają. Nie ma obowiązków rodzinnych. Nie ma terminów do przegapienia. To rodzaj medytacji, bycia tu i teraz. Trochę czasu spędzonego o poranku pozwala wprawionemu oku dostrzec ponad dwadzieścia gatunków ptaków. Ogromna różnorodność – w zaledwie godzinę dostrzegłem różne gatunki mew, jastrzębi, łysek i pustułek. Nie mam dziś szczęście – nie było orła bielika. Technicznie znajduję się w centrum miasta. W Madrycie patrzyłbym się na gołębie, wróble, sporadyczne sikorki i i milion wrzeszczących turystów.
Trochę czasu spędzonego o poranku pozwala wprawionemu oku dostrzec ponad dwadzieścia gatunków ptaków. Ogromna różnorodność – w zaledwie godzinę dostrzegłem różne gatunki mew, jastrzębi, łysek i pustułek.
Wciąż pamiętam wrażenie, kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Warszawy i poszedłem na spacer wzdłuż rzeki. Na brzeg dostałem się od strony Pragi. Małe stadko perkozów dwuczubych bawiło się wdzięcznie nad wodą. Taki zadziwiający widok można oglądać zaledwie kilka minut od przystanku autobusowego w centrum europejskiej stolicy. Nie wierzyłem własnym oczom. Wspaniała sylwetka Starego Miasta. Potężna, wijąca się niczym wąż rzeka przecinała Warszawę na pół i nadawał jej kształt, płynęła wśród zieleni pomimo wszechobecnego betonu.
Panorama centrum miasta z Mostu Siekierkowskiego. Stąd widać dziki brzeg w całej okazałości.
Urodziłem się i dorastałem w małej nadmorskiej miejscowości na południu Hiszpanii. Leży na długim i wąskim cyplu otoczonym przez Ocean Atlantycki, a ludzie zamieszkują ją od przeszło trzech tysięcy lat. Założyli ją Fenicjanie, po czym od razu ufortyfikowali. Nie przeszkodziło to miastu w zachowaniu harmonii przez ostatnie 2950 lat. Szersza część miasta nie rozlewała się poza własne granice, a zewnętrzna i węższa strefa, składająca się głownie z lasów iglastych, okazała równie przydatna. Dawała drewno i chroniła miasto przed atakiem od strony lądu oraz bardzo silnymi wschodnimi wiatrami, które ukształtowały miejscowy klimat. W latach 70-tych ubiegłego wieku miasto rozlało się poza mury, zniszczyło gospodarstwa wiejskie, chaty rybackie oraz las, który pozostał. Nazwali to postępem. Dorastałem nad Atlantykiem w morzu betonu, które nagrzewało się do temperatury 50 stopni Celsjusza w gorący, letni dzień. Pochylam się z szacunkiem przed ludźmi, którzy w dzisiejszym świecie codziennie podejmują radykalny wybór: nie ruszaj. Należy się to Warszawie. Wisło, pozostań dzika.
Daniel Alcalde-Guelfo
tłumacznie: Mateusz Kaczyński
zdjęcia: Wikipedia
Co sądzisz? Skomentuj!