
aut.: Mateusz Napieralski. Tekst nagrodzony w kategorii „Warszawska nuta”
Któż z nas w ciepłym sezonie po wyczerpującym tygodniu nie marzy o wyrwaniu się w plener na piwko albo dwa? W dzisiejszej Warszawie entuzjastów weekendowych spotkań pod chmurką najsilniej przyciąga plaża na praskim brzegu pod mostem Poniatowskiego. Perspektywa swobodnej konsumpcji napojów wyskokowych bez ryzyka tzw. „przypału” zapewnia obfitą frekwencję plażowiczów. To unikatowa przestrzeń publiczna na mapie miasta, gdzie patrole policji dobrodusznie nie wypisują mandatów jawnym kontestatorom ustawy o wychowaniu w trzeźwości. Poczesną lokatę w rankingu imprezowych poligonów zajmuje wybrzeże po lewej stronie Wisły, a gdzieś tuż za nim plasuje się warszawski Central Park – Pole Mokotowskie.
Poza powyższym, subiektywnym podium, istnieje szereg lokalnych, osiedlowych centrów rozrywki, parków, skwerów i kameralnych podwórek. Warto tutaj przypomnieć jedną z takich miejscówek, która przez lata była dla mieszkańców Warszawy tym, czym dziś jest w gorące wieczory tak mocno oblegana Poniatówka.
Mowa tu o Młocinach, a ściślej o Parku Młocińskim, rozciągającym się wzdłuż brzegu Wisły w północnej części dzielnicy Bielany. Park słynął dawniej na całą Warszawę jako modne miejsce spotkań i zabaw tanecznych. Na śródleśnej łące, w malowniczych okolicznościach przyrody wystawiano parkiet, gdzie kapela rżnęła na trzy czwarte skoczne sztajerki oraz rozmaite ówczesne szlagiery, i pyk, ferajna balansowała aż drzazgi fruwały.
Potańcówkom niekiedy towarzyszyły dodatkowe atrakcje, między innymi fantowe loterie, pokazy sztucznych ogni czy wyścigi biegowe. Po drugiej wojnie światowej balangi w parku odwiedzano nawet częściej niż podobne wydarzenia w pobliskim Lesie Bielańskim, powoli zanikające w tamtym czasie. I tak było gdzieś do lat 70. minionego stulecia. Obecnie park nadal cieszy się popularnością, jednak jest tu zupełnie inaczej niż drzewiej bywało. Zmienił się klimat, piknikowa zagroda w parku ma bardziej rodzinno-niedzielny charakter, nikt roztańczonych imprez już nie robi, zaś tłustą nutę można usłyszeć co najwyżej z zapiaszczonych głośników smartfonów.
Od niemal dziewięciu lat na „Młotki” dojeżdża metro i czas podróży na warszawskie antypody stanowczo się skurczył. Zanim jednak w północne strony puszczono podziemną kolejkę i nieodłączną „uksfordzką” sto czternastkę, a jeszcze wcześniej autobus funeralnej linii 181, to sama wyprawa na młocińskie balety stanowiła prawdziwe wręcz wydarzenie kulturalne. Do parku zasuwało się wówczas parostatkami podobnymi do tego z kultowego „Rejsu” Marka Piwowskiego. Flotylla odbijała z przystani obok Starówki, melanże rozkręcano już na starcie. Motyw modnych podróży statkiem do Młocin przewinął się w kilku starych kawałkach. Sprawdźmy zatem poniższy muzyczny materiał, portretujący historyczny element rozrywkowego życia stolicy. Temat rejsów do parku jako pierwszy spopularyzował w piosence „Wisłą do Młocin” Mieczysław Fogg, jeden z najwybitniejszych polskich piosenkarzy wszech czasów, a zarazem założyciel i menedżer powojennego polskiego labelu wydającego płyty gramofonowe – słynnej wytwórni Fogg Record, działającej niestety tylko do 1951 r. Artysta zaśpiewał utwór przy akompaniamencie Orkiestry Tanecznej Polskiego Radia pod batutą Jana Cajmera; sesję nagraniową zrealizowano w lutym 1953 r. w sali teatralnej Młodzieżowego Domu Kultury (gmach warszawskiego YMCA). Wydane przez wytwórnię „Muza” nagranie wraz z utworem „W majową jasną noc” zostało zarejestrowane na ciężkim winylu o typowej dla tamtych czasów, archaicznej dziś prędkości 78 obrotów na minutę, po jednej ścieżce na stronę. Orkiestra jako podkład zagrała melodię tanga, zapożyczoną od niemieckiego kompozytora W. Engelhardta, zaś subtelny tekst stworzył G. Jankowski. Urzeka foggowskie, niesłyszalne we współczesnym języku twarde ł. Oto romantyczny dżentelmen wczesnym rankiem płynie z ukochaną rozśpiewanym statkiem do Młocin, jednak tym razem nie na dancing, lecz by zażyć odpoczynku: „Tu pośród lasu gwar ucicha i tylko słychać olszynowy śpiew,/tu zostaniemy dzień calutki,/ na mchu mięciutkim w cieniu drzew”. Echo wycieczek do Młocin pobrzmiewa także w innej piosence Fogga. W „Mieszkam tu nad Wisłą tyle lat” pojawia się takie zdanie: „…ile statków zasapanych, na Młociny, na Bielany,/kogo wiozły na te randki, kto by zgadł”. Muzykę i słowa zawdzięczamy duetowi Krzysztof Sadowski – Andrzej Jerzyński. Ten niezwykle sentymentalny utwór będący hołdem dla rodzinnego miasta piosenkarza ukazał się na longplayu Oczarowanie z 1968 r.
Wiślane podróże opiewał Jarema Stępowski, bard stolicy i aktor w jednym. Piosenkarz o przebogatym warsiaskim dorobku, śpiewający z charakterystycznym, kabaretowym sznytem, przyćmiony nieco sławą i rozpoznawalnością Stanisława Grzesiuka. Wykonywany przez Stępowskiego „Statek do Młocin” pochodzi z longplaya „Księżyc frajer”, nagranego w 1967 r. Tekst do muzyki Tadeusza Suchockiego napisał Wojciech Młynarski. Piosenka żartobliwie opowiada o przygodach na pokładzie parowca płynącego w upalny dzień: „Słoneczny żar się z nieba leje/Warszawa cała już od rana pustoszeje,/Do ciężkich pięt się asfalt lepi/I nawet lodziarz nie ma siły cię zaczepić”. Wyruszających w rejs odprowadzają dźwięki dętej orkiestry. Dalej idzie mowa o swoistej wyjątkowości podróży: „Statek do Młocin, statek do Młocin,/To jest atrakcja, jakich mało moi złoci”. Obserwujemy pasażerów i klasyczne obyczajowe scenki – podryw panienek, człowieka za burtą, czy dziabniętego browarami typa, narzekającego na kołysanie statku. Ostatnia, lifestyle’owa zwrotka zachęca słuchaczy do odwiedzenia miejscówki: „Panowie, panie, to nie są kpiny/Na letnie dni po prostu nie ma jak Młociny/To dla życia urok, życia treść/Do Młocin statek, no i cześć”. Swingujący cover utworu nagrali aktorzy Konrad Imiela i Mariusz Kiljan. Ich wersja znajduje się na płycie „Stare, nowe, najnowsze, czyli piosenki ze spektaklu Dżob” wydanej w 2011 r.
Nostalgiczny werset poświęciła młocińskim parostatkom Halina Kunicka w piosence „Nikomu nie żal pięknych kobiet” z krążka „Ach panie panowie”, który ukazał się w 1971 r. Słowa autorstwa Agnieszki Osieckiej do kompozycji Andrzeja Kurylewicza są przepełnione tęsknotą za ginącymi warszawskimi klimatami. W pierwszej zwrotce słyszymy: „Tak wam żal stateczków pływających/do Młocin po Wiśle we mgle”. Piosenkę wykonywała także jazzowa śpiewaczka Wanda Warska, prywatnie żona autora muzyki. Statek do Młocin przestał kursować mniej więcej w początkach owej dekady.
Ponad rok temu wybudowano w parku nową przystań, bardzo stylową i solidną. Czy wkrótce nastąpi powrót do starej warszawskiej tradycji podróży statkiem na plenerowe imprezy w Młocinach? Teren aż się prosi o twórcze wykorzystanie, na pewno prędzej czy później znajdą się armatorzy chętni do wznowienia rejsów na tej linii. Polowy dancefloor w parku? To przecież nie jest trudne do zorganizowania. Takie taneczne miejscówki funkcjonują nad Wisłą, ponadto niegdyś istniał plenerowy Plac Zabaw, z ciekawym repertuarem wydarzeń, gdzie największy ogień płonął na bałkańskich potupajkach. Zapewnienie wiktu i napitku raz-dwa ogarnęliby przedsiębiorczy właściciele foodtrucków, wystarczyłoby tylko nie utrudniać im działalności. Miasto mogłoby tym samym wypromować okolicę i poszerzyć swoją rozrywkową ofertę o niebanalną atrakcję w letnie dni. A być może nawet przyjdzie pora na przypomnienie szerszej publiczności „młocińskich” kawałków w klasycznych lub zupełnie nowych aranżacjach?
Co sądzisz? Skomentuj!