
To było lato płonących sukienek. Było tak gorąco, że na ulicy topniał asfalt i można było na nim zostawiać ślady jak na plaży. Kto tylko mógł, chował się przed słońcem, a z ulic zniknęli nawet menele, u których stężenie alkoholu mogło w tej temperaturze wywołać samozapłon. Szedłem przez Muranów od strony Cmentarza Żydowskiego w kierunku centrum, uciekło mi 180. Chciało mi się pić i za nic nie mogłem znaleźć chociaż jednego czynnego sklepu, żeby kupić colę. Pomyślałem sobie wtedy, że za nic na świecie nie chciałbym tu zamieszkać.
Dwa lata później wprowadziłem się na Anielewicza…
Utopia, która nie działa
Ostatnio zadzwoniła do mnie siostra, była w okolicy Muzeum Historii Żydów Polskich i zapytała mnie “Gdzie mogę coś zjeść na Muranowie?”. W sumie nie za bardzo wiedziałem co jej polecić. KFC na skrzyżowaniu Jana Pawła i Solidarności, kebaby w pawilonach (obok których przechodząc kiedyś dostałem od pijaka w mordę) czy może pizzę Dominium? Jest tu co prawda kilka wartych odwiedzenia miejscówek, ale nasza rozmowa zakończyła się stwierdzeniem „lepiej jedź gdzieś do centrum”.
Ta krótka rozmowa uświadomiła mi przede wszystkim, jak dysfunkcjonalny jest Muranów. Każdy warszawski, a nawet i krakowski czy gdański smarkacz, zna historię Muranowa, które zostało zbudowane na gruzach żydowskiego getta. I to dosłownie na gruzach o czym świadczą niewielkie pagórki pod blokami.
Patrząc na obecne budynki trudno sobie wyobrazić, że przed wojną dzielnica do tego stopnia gęsto zabudowana, że na kilometr kwadratowy przypadało około 1000 mieszkańców, a Nalewki były jedną z najważniejszych ulic handlowych Warszawy i ruchliwym traktem komunikacyjnym. Na starych fotografiach możemy podziwiać kamienice, na których parterach lśniły się okna sklepowych witryn, podwórza w których znajdowały się księgarnie i małe sklepy cynamonowe, a dzielnica tętniła życiem, którego rytm wybijał stukot kroków o przedwojenny bruk, a jej melodią były gwar, szepty i krzyki mieszkających tu handlarzy.
Wojna zmiotła całą dzielnicę z powierzchni ziemi. Po jej zakończeniu powstało tu senne, robotnicze miasto-w-mieście według projektu Lacherta, z biednymi bloczkami w układzie galeriowym, które miało być symbolem-pomnikiem odradzającego się miasta. Potem powstało socrealistyczne osiedle Muranów II i Osiedle Prezydenckie. Reszta przestrzeni została wypełniona blokami.
Senna mieścinka
Modernistyczny i socrealistyczny Muranów mają oczywiście swoich zwolenników, którzy chwalą zastosowane rozwiązania urbanistyczne i ich koncepcyjną spójność. Ale przestańmy się oszukiwać. Dzielnica położona jest prawie w samym centrum Warszawy, tuż obok Starego Miasta, metra etc. Próżno jednak na Muranowie szukać jakichkolwiek oznak życia, które powinno charakteryzować taką część miasta – kameralnych knajpek, butików i kawiarni. Ten niesamowity brak zawsze boleśnie uświadamiam sobie, kiedy wracam z zagranicznych wojaży.
Pomijając zaledwie kilka miejsc, w których można normalnie posiedzieć – Paradox, Ćwierćfunciak i PaństwoMiasto – nie ma tu w zasadzie żadnego „życia kawiarnianego”, miejskiego gwaru, który powinien charakteryzować dzielnicę, która znajduje się w centrum metropolii. Jest tu za to kilkanaście spożywczaków – w tym oldschoolowy sklep o wdzięcznej nazwie „Wieś II” – trzy słabe pizzerie, ciuchland i sklep rowerowy. Jedna z niewielu normalniejszych knajpek – Bar-a-boo, została zamknięta, a obecnie w jej miejscu znajduje się Carrefour Express. Dodajmy, że na odcinku kilkuset metrów to drugi sklep francuskiego giganta. Podobny los spotkał również bistro „Jaś i Małgosia”, które zastąpione została podrzędną włoską knajpką. Niedługo na Anielewicza ma się za to otworzyć nowy sklep z alkoholem. No i są oczywiście pawilony…
Nowe inwestycje
Nowe inwestycje, które powstają na Muranowie, niestety nie poprawiają sytuacji. Mam na myśli w szczególności Muzeum Historii Żydów Polskich, które stanęło w sercu dzielnicy. O ile wnętrze samego muzeum faktycznie naprawdę robi wrażenie – szczególnie betonowy hol, który ma być nawiązaniem do przejścia Żydów przez Morze Czerwone, o tyle sama symetryczna, szklana bryła budynku, która stanęła po środku skweru, jest dla mnie pomyłką.
Zrozumiałbym gdyby muzeum w takim kształcie powstało w tętniącej życiem dzielnicy. Ale niestety tak nie jest. Sam architekt przyznał zresztą w jednym z wywiadów, że pierwotny projekt powstał bez żadnej znajomości otoczenia. Samo Muzeum nie pełni dla mieszkańców praktycznie żadnych funkcji – w środku ulokowała się kawiarnia, ale żeby do niej wejść trzeba przejść przez bramki i zostać przeszukanym wykrywaczem metalu. Od czasu do czasu organizowane są nieliczne inicjatywy, w których mogą uczestniczyć okoliczni mieszkańcy (np. targ aszkenazyjski, kino), ale jest ich naprawdę niewiele. Oczywiście można dyskutować, czy placówka tego typu powinna animować pobliską społeczność. Odpowiedź jest jedna – w przypadku Muranowa nie można pozwolić na to, aby było inaczej.
Zresztą MHŻP to nie jedyna inwestycja, która została w ostatnich latach zrealizowana na Muranowie, która nie przynosi korzyści mieszkańcom. Podobnie jest z apartamentowcem, który powstał na tyłach Andersa (na parterze mieści się ZAIKS). W innych przypadkach porażką jest zarządzanie lokalami – tak jak w przypadku pawilonów na Jana Pawła, które stały się apteczno-kebabiarsko-bankowym zagłębiem.
To se nevrátí
Czasami zastanawiam się co o Muranowie myślą sobie turyści, którzy przybywają tu, w poszukiwaniu śladów żydowskiego życia. Myślę, że kiedy wrócą do swoich krajów, ich wrażenie będzie bliskie temu, co poczułem lata temu, gdy samotnie szedłem od Cmentarza Żydowskiego w stronę centrum – pustka i rozczarowanie.
Czy da się coś zrobić? Marzenie o tętniącej życiem dzielnicy niestety na zawsze pozostanie marzeniem. Kluczową rolę w tym, co się będzie działo na Muranowie musi odegrać społeczność. A tu mamy tak naprawdę dwa prądy. Jeden to „aktywni” – czyli ci ludzie, którzy już się zaktywizowali w walce o „dobro dzielnicy” i zaprotestowali w sprawie wycinek w Ogrodzie Krasińskich. No i mamy niestety drugi front, który mam wrażenie, że póki co przeważa. Myślę, że można go nazwać „peerelowskim” lub „konserwatywnym” – to osoby, którym zależy na utrzymaniu sennego, robotniczego charakteru dzielnicy. Sam byłem świadkiem, kiedy dwie kobiety na przystanku rozmawiały i były oburzone tym, że pod Muzeum Historii Żydów Polskich podjeżdżają autokary i „to już nie do wytrzymania, bo jest tak głośno, nie możemy znieść już tych wycieczek”. Chyba nie ma wątpliwości, którą z frakcji powinno wesprzeć miasto. A wsparcie może być różne – od inteligentnej polityki lokalowej, po tworzenie podstaw pod nowe funkcjonalne inwestycje.
O tym, czy wspólne myślenie o przyszłości dzielnicy przeważy nad myśleniem partykularnym, przekonamy się w najbliższych latach. Póki co róbmy wszystko, aby obudzić Muranów.
—
Źródła zdjęć:
http://wczorajidzis.blogspot.com/2011/09/wola-przedwczoraj-wczoraj-dzis-i-takie.html
http://www.stacjamuranow.art.pl/