
Witam Państwa. Nie mogę się niestety zdecydować, która platforma blogowa pasuje mi najbardziej. Tyle możliwości – fejsbuki, instagramy, tumblery, zwierciadła, pinteresty etc. Mam nadzieję, że nie mają mi Państwo tego za złe. Bo tym razem obiecuję, że tutaj zagoszczę co najmniej tak długo, jak po debiucie.
Food Tracki. Objawienie tegorocznego sezonu letniego. Nie wiem, czy to tylko moda, która potrwa jeszcze rok czy dwa (to bardziej zainteresowało, czy wręcz zaniepokoiło nowego Naczelnika Wydziału Estetyki – Grzegorza Piątka –https://www.panskaskorka.com/
Ricos Tacos czyli bogactwo (https://www.facebook.com/pl.
Meksykańska uliczna szama w psychodelicznie przystrojonym wozie. Założyły to dwie dziewczyny: Kasia Żbikowska (spędziła parę miesięcy w Meksyku, więc wie z czym to się je – a tam tacos je się również na śniadanie!) i Sylwia Zarembska (ładniejsza połowa kolektywu HHM – sorry Piotrek :)). Kasia i Sylwia wystartowały ze swoim biznesem w czerwcu i podeszły do sprawy poważnie. Tortille robione przez Pana Meksykanina przyjeżdżają do Warszawy dwa razy w tygodniu. Mięso marynowane jest przez całą dobę. Niektóre dodatki przylatują prosto z Meksyku.
Do wyboru są trzy rodzaje tacos: al pastor (wieprzowina w marynacie z ananasem), mole (kurczak w czekoladzie i chilli) oraz opcja wege – kaktus bądź frijoles negros (smażona czarna fasola). Mięso to oczywiście nie wszystko. Robotę robią też sosy, przyrządzane rzecz jasna przez bohaterki artykułu. Tych również są trzy: roja (pomidory, chilli, kolendra), verde (tomatillos – zielone pomidory, awokado), habanero (papryczki habanero, ananas). Oprócz klasycznych tacos można też zamówić quesadille i zapytać, co ciekawego jest (od czasu mojej wizyty menu mogło się zmienić). Ceny korzystne.
Dziewczynom należy się wielki plus za odwagę. Zainwestowały sporo czasu i pieniędzy, ale wydaje się, że pomysł się przyjął. Plany też mają ciekawe, ale zdradzać ich nie będę…
Meat Me Sandwiches czyli niby to samo ale lepiej (https://www.facebook.com/
Na początku muszę Państwu coś przypomnieć. Hamburgerów już nie ma (okej, zostały w sieciówkach, ale tam przecież się nie jada). Hamburgery były w latach 90tych w budach pod Pałacem, na Placu Konstytucji etc. (jedna budka cały czas stoi pod Halą Marymoncką, ale to wyjątek potwierdzający regułę).
Po tym krótkim wstępie przedstawiam Państwu kolejnych food trackowych debiutantów: Matuesz Łuczyński (ha! również DJ znany z kolektywu Alcowhore, oraz mój kolega po fachu – bloger kulinarno-konsumpcyjny) i Filip Musialik. Panowie sięgnęli po sprawdzony w Warszawie przepis na jedzeniowy sukces – burgery. Wystartowali w lipcu. Po pierwszej mojej wizycie w Meat Me, ich burgery stały się moimi ulubionymi.
Menu zadowoli kanapkowych purytanów (klasyk, bekon), jak i tych, którzy szukają fuzji smaków. Mi udało się trafić na jabłko burger z kwaśnym zielonym jabłuszkiem i plastrami bekonu (19 złotych) – bardzo udane połączenie. Zresztą sam Mateusz mówi, że „w komponowaniu nowych burgerów ogranicza nas tylko i wyłącznie nasza fantazja, a tej nam nie brakuje”.
Jak już pisałem Mateusz też bloguje, a jego strona jest jedną z bardziej znanych na tumblerze (http://sztukajedzenia.tumblr.
Dla Panów z biało-czerwonej furgonetki wysoka piątka i mam nadzieję do zobaczenia w przyszłym sezonie!
Jeśli chcą Państwo zobaczyć i spróbować, jak to wygląda, za tydzień na Płycie Desantu odbędzie się zakończenie sezonu food trackowego (https://www.facebook.com/
Co sądzisz? Skomentuj!