
Warszawski magistrat rozpoczął szeroką akcję pod nazwą „Milion drzew precz z Warszawy”. Cieszymy się, bo Warszawa to nie las. Nasza stolica powinna być przyjazna kierowcom, zapewniać wystarczającą ilość miejsc postojowych (taką, aby można było swobodnie dobudowywać dyskonty do istniejących już parkingów), boisk do gry w bule, a także plenerowych placów, porośniętych co najwyżej elastyczną trawą, na których można organizować festyny w rytmie disco.
Dzielni miejscy drwale ruszyli więc do akcji i korzystają z każdej możliwej okazji, aby ciąć, rżnąć i wprawiać w ruch pilarki spalinowe. Pretekstów nie brakuje, a dzięki ich solidnej pracy będziemy żyć w prawdziwej metropolii, a nie w jakimś gaju entów, przez który strach przejść po zmierzchu. Wiadomo, jeden ent zadowoli się piątakiem na sok z brzozy, a inny da w ryj gałęzią i kłopot gotowy.
Dzielni miejscy drwale ruszyli więc do akcji i korzystają z każdej możliwej okazji, aby ciąć, rżnąć i wprawiać w ruch pilarki spalinowe.
Gdzie możemy spotkać bohaterów miastotwórczej pracy? A gdzie nie możemy? Czytelniczko, czytelniku, wyjrzyj za okno, nastaw ciekawie ucha, a na pewno usłyszysz stukanie siekier i radosny warkot mechanicznych pił. Swoistym preludium było przerzedzenie tzw. „ścieżki rekreacyjnej” po prawej stronie Wisły. Niestety – z obawy przed oszalałymi ekologami, czy może w ramach testów terenowych – drwale wycięli jedynie część drzew, pozbawiając mieszkańców miasta szansy na bulwar, czy choćby na porządną autostradę. Podobną historię, także z praskiego poligonu, opisywaliśmy już niegdyś na Pańskiej Skórce – jak możecie zobaczyć na dokumentujących bohaterską operację zdjęciach, dwa drzewa jakimś niewyjaśnionym sposobem uchowały się i nadal szpecą krajobraz. Kolejne 170 niebezpiecznych dla podróżnych drzew ma być wycięte z drugiej strony miasta – wzdłuż linii WKD. To także godna pochwały troska o bezpieczeństwo wszystkich warszawiaków i mieszkańców przyległych miejscowości.
Będziemy żyć w prawdziwej metropolii, a nie w jakimś gaju entów, przez który strach przejść po zmierzchu.
Po eksperymentach na obrzeżach megalopolis, którym niektórzy odmawiają nawet prawa do miana Warszawy, drwale z werwą wkroczyli na lewy brzeg. Na Bielanach w imię lepszej przyszłości życie poświęciły już topole przy Sadowskiej – to wzorowy przykład współpracy miasta i dewelopera. Na wizualizacjach poprzedzających budowę „Słodowiec City” drzew nie było, kiedy więc budynek powstał, również rośliny musiały zniknąć. Obecnie prawie wszystko (poza dwoma starszymi blokami w sąsiedztwie inwestycji – ale liczymy, że to tylko kwestia czasu) zgadza się już z wizualizacją. Oklaski.
To wszystko to jednak zbyt mało eksponowane miejsca. Dziesiątki tysięcy warszawiaków i prowincjuszy przejeżdżają codziennie żoliborskim odcinkiem Wisłostrady, mijając ponurą carską Cytadelę, porośniętą ponurymi, carskimi drzewami. Wszystkich muszą przechodzić ciarki. Dlatego należało coś z tym zrobić. Przy Wybrzeżu Gdyńskim ruszyła wyczekiwana przez wszystkich wycinka 129 drzew. Jak słusznie zauważył w rozmowie z serwisem TVN Warszawa p. Dariusz Matlak z Muzeum Wojska Polskiego, są to szpetne „samosiejki, które zarosły skarpę”. Samosiejka, to – nie trzeba tego tłumaczyć pełnoletnim czytelnikom, a niepełnoletnim pewnie tym bardziej – bezpośrednie źródło tetrahydrokanabinolu, mamy więc podwójną korzyść dla miasta – eliminację okropnych drzew, a także profilaktykę narkotykową. Tym większe brawa dla Muzeum! Warto dodać, że – jak zauważa przedstawiciel Muzeum, „część wrosła w mur” – a więc i mur zostanie rozebrany, aby zbudować przelotową bramę, przez którą będą mogły przejeżdżać autokary z wycieczkami z wsi, miast, miasteczek i zakładów pracy. Godna pochwały wizja. Wprawdzie Muzeum niejasno zapowiada „nasadzenia” (na szczęście w mniejszej od wycinek liczbie) i odbudowanie muru „cegła po cegle”, ale mamy szczerą nadzieję, że to tylko piarowa zagrywka, a potem będzie jak zwykle. Czekamy też niecierpliwie na Most Krasińskiego, a także mającą mu towarzyszyć Trasę – to dobra okazja, aby jeszcze bardziej zredukować chaszcze i zarośla, które szpecą Żoliborz.
Niezwykle spektakularna wycinka szykuje się też na Żeraniu. Tym razem w roli głównej występuje prywatny inwestor, który – dla rozwoju warszawskiego przemysłu i pomyślności mieszkańców – planuje budowę solidnego gazociągu. Takiego gazociągu, który każdej porządnej metropolii na pewno się przyda. Jeśli ktoś jeszcze nie jest przekonany, że się przyda, o płynących z biznesu gazowego długofalowych zbawiennych skutkach dla Warszawy piszemy tutaj. Dodatkowym atutem inwestycji ma być eliminacja w ciągu dwóch lat niegodnej miasta puszczy na odcinku 10 kilometrów. Dla zamydlenia oczu mieszkańcom i zmanipulowanym przez nich ekooszołomom powstała nawet tzw. „rada konsultacyjna”, ale inwestor słusznie nic sobie nie robi z jej postulatów, a lokalne władze i przedstawiciele mieszkańców czują się „oszukani i zlekceważeni”, a nawet powołali (z pewnością nielegalną i wiadomo, przez jakie siły finansowaną) grupę lobbingową. Tak trzymać, PGNiG Termika, nie dajcie sobie w kaszę dmuchać. Także dzięki Wam nasze miasto będzie piękniejsze, pejzaże bardziej różnorodne, a odrobina steampunkowego industrialu na pewno dodatkowo urozmaici i tak już atrakcyjne architektoniczne okolice Elektrociepłowni Żerań.
Dodatkowym atutem inwestycji ma być eliminacja w ciągu dwóch lat niegodnej miasta puszczy na odcinku 10 kilometrów.
Ofensywa trwa. Drwaloseksualizm nareszcie wyszedł z salonów fryzjerskich i stał się elementem stylu życia w mieście. Warszawiacy – do siekier. Kupujcie piły, a w najgorszym razie podlewajcie drzewa kwasem. Nie czekajmy dłużej, niech nasze miasto zacznie wreszcie wyglądać jak centrum Bydgoszczy!
(fot. Google Street View)
Co sądzisz? Skomentuj!